Jeju, Mil, grasz z Poksem i nie domyśliłaś się, że to nie Misza się pomyliła tylko mi się pojebało. Myślę jedno, piszę drugie, no brawa dla mnie po prostu, a potem dziwota, że moje postacie są jakieś spizgane, bo pierdolą trzy po trzy. Trzeba to było zignorować, a nie pogrążać! Dlatego ja to kompletnie oleje i Misza była przekonana, że powiedziała dobrze, są w Akademiku i koniec. Jebłam to jebłam, nie drążmy tematu. Misze zawsze bardzo cieszyło kiedy ktoś jej opowiadał jakieś ciekawe sytuacje ze swojego życia, a Aurora chyba naprawdę dużo przeżywała każdego dnia! Pewnie dlatego, że ją częściej niż Misze wypuszczali z Rezydencji. Niby budynek wielki i można tu odkryć jeszcze wiele ciekawych pomieszczeń oraz miejsc po za budynkiem, ale jednak teren ograniczony jak jakieś więzienie!
- Ogar na pewno nie będzie zły! Miałaś prawo zapomnieć, w dodatku, skąd możesz mieć pewność, że oni pamiętali o sobie. Nawet jeśli to jak go ładnie przeprosisz, dasz coś do jedzenia, o, na przykład... czekoladę! To wtedy na pewno nie będzie zły! - Ach, ta dziecinna naiwność, że wszystko da się załatwić słodyczami i jednym słowem przepraszam. Misza nie była normalnym dzieckiem, bo chociaż myśląc o motocykliście z baru dwa miasteczka dalej, który miał na przezwisko Ogar pojawiał jej się obraz grubego, łysego pana na strasznym, czarnym i wielkim motorze, z ogromną ilością tatuaży (ten pan, nie motocykl) wszędzie, nawet na tej łysej głowie to do tego dopowiadała sobie inne rzeczy. Od razu zaczynała sądzić, że te tatuaże to nie żadne czaszki tylko serduszka, pan jest łysy, bo może miał raka, gruby jest, bo ma w sobie tyle miłości, że aż musiał przytyć, a w rączkach trzyma uroczego kotka - swojego najlepszego przyjaciela. No jak można by się bać takiej osoby, no jak?!