Ma dobrą pamięć. Hm. Ja też mogłem się pochwalić wyśmienitą pamięcią, ale to wcale nie sprawiało, że nagle ni stąd ni zowąd znałem wszystkie sztuki walki. Na dodatek nie wiadomo skąd! Coś tu do siebie nie pasowało. A nawet cuchniało niedopasowaniem. A kiedy coś zaczynało cuchnąć, to mogło oznaczać jedno. Talent. Moc. Dar. Wymutowanie. Jak zwał tak zwał. Skąd takie moje wnioski? A proste: bo mój talent też capił. I to nawet z odległości kilometra. Oczywiście nie zawsze. Sam nie wiem od czego zależał smród, od czego wydzielina, a od czego te dziwne toaletowe dźwięki. Nie miałem również pojęcia czemu ryby zachowywały się jakby chciały mnie wydymać. Tajemnica lasu, wam powiem. A może dokładniej jeziora.
- No, nie ważne. Ważne, że znasz - uciąłem, bo co za dużo zainteresowania i dopytywania to niezdrowo. Raz za bardzo chciałem wiedzieć jak smakuje tynk i czy można go wciągać nosem, a potem myślałem, że umrę tak mnie coś ściskało za żołądek. NIEWAŻNE. Mężczyzna w swoim życiu musi przeżyć wiele, by potem móc o tym opowiadać. Ja również właśnie tak postanowiłem postępować.
Kiwnąłem głową, na potwierdzenie, że owszem przypomnę. Nie chciałem wyglądać tak jakby mi zależało, ale jednak... NO CHCIAŁEM zobaczyć, ok. Niech będzie. Wiecie. Zachowajcie tą wiedzę dla siebie.
- Czasami, ale w większości przypadków... Eee... - zacząłem kulawo. Nie do końca wiedziałem jak wytłumaczyć to Thelmie, no ale jednak byłem jej coś winien, nie. Za taekwondo. - Kojarzysz te programy o niedźwiedziach, albo chociaż tą bajkę "Mój brat niedźwiedź?" - Zapytałem, chociaż nie żebym oglądał jakiekolwiek BAJKI. Nie oglądałem. Wcale. Może na święta kiedy puszczali najnowsze. - No więc tam niedźwiedzie tak sobie siedzą nad potokiem i łapią te rybki kiedy one skaczą w górę. Mówię ci, to czasami jest bardziej zajmujące niż ranie w GTA - pokiwałem entuzjastycznie głową. - One sobie skaczą w górę, a ty w nie ma... ręką.
Prawie wyrwała mi się macka. Ech, nie lubiłem w ten sposób określać swoje kończyny, ale czasami mnie ponosiło. Kiedy je nazywałem mackami, wiele ludzi odrzucało. Jak tamtą hipster laskę przy automacie. Nie żebym przejmował się odrzuceniem, po prostu... No wolałem nic nie gadać. Bo kto lubi macki?
Te myślenie o mackach nie chciało mi wyjść z głowy, więc to co wydarzyło się po tym jak Thelma mnie pochwaliła było zwyczajnie nieuniknione. Podekscytowany wizją rozbijania cegieł machnąłem ręką przed siebie, ale zamiast zwykłego gestu ręką, wyskoczyła mi nagle dwumetrowa macka i rozwaliła się na stole, na którym stały jakieś brudne naczynia. Siła uderzenia była na tyle nocna, że po chwili stolik zatrzeszczał i przełamał się na pół.
- Ups? - spojrzałem przestraszonym wzrokiem na Thelmę czekając na jej reakcję. Próbowałem schować mackę, ale... ech... - No wracaj, kurwo, do środka - mruczałem pod nosem. Przekleństwo wcale nie pomogło.