Potężny kraken goniący koty? Nie, to nie pasuje. Znacznie lepszy jest wesoły kraken. Tym bardziej, że Lucky nawet nie wyglądał na specjalnie groźnego. Nazwanie go niezwyciężonym czy coś w tym stylu było co najmniej nie na miejscu. W końcu z niezwyciężonych nie śmieją się tak, jak Carol miała wyśmiać tego pana, czego nie zrobiła z grzeczności.
Widząc, jak wesoły kraken się rozluźnia i ona poczuła spokój. Ta sytuacja była tak głupia, że aż brakło jej słów. A to ciekawe, bo w innym momencie i innym miejscu zapewne by go tak wyśmiała, że wyszedłby z podkulonym ogonem. Carol, Mistrzyni Ciętej Riposty. Tak, to świetnie brzmiało. Ale jakoś żal jej się zrobiło chłopaka z liściem na łbie wyglądającego jak trzy nieszczęścia. A nie, przepraszam, już zdjął tego liścia. Tak się zabiegał za tępym kotem, że głupio by było go jeszcze obrzucić błotem. Boże drogi, od kiedy Stillmanowa jest taka dobra dla innych? Jak nie ona.
-Kot? Czy ja ci wyglądam na kota?- zapytała z ironią wskazując palcem swe ciało od palców u nóg do czubka rozwichrzonej grzywy.- I był tu jakiś futrzak, choć czy ja wiem, czy to na pewno był kot.. Bardziej wyglądało to na kangura wielkości kota- dodała. Wyraźnie się z nim droczyła. A co się będzie. Na głupie pytania są głupie odpowiedzi, a to, o co on zapytał do mądrych nie należało.
Właściwie to ona nie do końca wiedziała, o co się rozchodzi. Wyglądało to tak, jakby pędził za kotem, który czmychnął w krzaki, a Lucky chciał się na niej za to wyżyć. Chyba, że pomylił ją z kotem.. To też było możliwe. Ale ten zwierzak znacznie różnił się od Carola. Był jaśniejszy, brzydszy i, o ile dziewczyna się nie myliła, był facetem. A ona raczej płci nie zmieniła. Już nawet nie warto wspominać, iż Caroline jest patentowanym leniem i w życiu nie biegałaby po lesie w postaci kota, to byłby totalny idiotyzm. Chociaż gdyby się głębiej zastanowić, ona na pewno chciałaby tego spróbować w niedalekiej przyszłości.