A właśnie, Marie Magdaleny! Zapomniałby. Miał tyle na głowie, sos, makaron, mięso, paprykę, owoce, pomarańcze. Zanurzony w oparach odpowiedzialności, zapomniałby o głównym powodzie, swojej intencji w której tworzył ów orgietkę.
- Zaraz przyniosą, chyba słyszałem ich samochód, ojej, ale przecież one nie będą mogły wrócić do domu. - coś tam jeszcze mówił pod nosem, wycofując się z kuchni, do holu, do drzwi. Powitał dwie dziewczyny, skąd on ma takie dziewczyny. A tak, one pływają, ruszają się w wodzie, syreny, jedna ma włosy blond jasne z niebieskimi przebłyskami, drugiej oczy zielone, zielono się mienią. Francis otwiera im ramiona, daje uściski, całusy, witają się z współlokatorem, nie dziewicą. Wszyscy siadają do kolacji za osiem dziesiąta. Pięć po drugiej blondynka idzie spać, zostaje ich tylko czwórka.
Hipiskie życie.