1 Jorunn Bjoern-Alexandra Daddario Czw Sty 17, 2013 6:33 pm
Jorunn
Imię i nazwisko: Jorunn Bjoern
Wiek: 17 lat
Data urodzenia: 24 kwietnia
Wygląd:
Aleandra Daddario.
Historia:Północna część Norwegii nie jest zbyt gościnnym miejscem, Tym bardziej, że ona już należy do Laponii. Lecz nie jest to tak wielkie odludzie jak się wydaje.
To tu urodziła się Jorunn. Tak, dobre imię dla dziewczyny co? Typowo Norweskie. Tam albo imion takie jak na całym świecie, albo brzmiące jakby upity Niemiec próbował gadać po angielsku. Chodź nie. Norweski brzmi jeszcze mniej zrozumiale.
Narvik jest sporym miastem, chodź na tyle, na ile może być nadmorskie miasto prawie na biegunie. Leży tuż przy Otofjorden, statki co chwila ryczą odpływając z nowym ładunkiem. Wystarczy jednak niewiele oddalić się od miejsca, w kierunku lasu, lub nie zabudowanej części wybrzeża, by uciec od tych zwierzęcych wręcz nawyków towarowców.
Rodzice Jorunn byli właścicielami niewielkiej stadniny. Zamieszkana była głównie przez stadko tłustych, kudłatych kucyków Islandzkich, bystrych i wrednych do tego stopnia, że niewiele osób odważało się na nich jeździć. Woleli większe, spokojniejsze kuce Fiordzkie, choć i brały przykład z Islandczyków.
Jorunn żyła w tej śnieżnej krainie wiecznych nocy i dni, żyjąc w przeświadczeniu że tak jest wszędzie. Ciesząca się życiem, zachwycająca się nad kucykami, które w jej otoczeniu stawały się przymilne i spokojne widząc, że "ten trzyletni knypek" rozumie je lepiej niż inni.
Do czasu.
Niewiele brakowało do czwartych urodzin małej dziewczynki, kiedy to jej ojciec zachorował. Niewiele minęło, do czasu gdy życie tego dobrego człowieka dobiegło swego końca. Ciemne chmury napłynęły nad całą rodzinę. Matka sprzedała wszystkie konie, by zapomnieć, i wyprowadziła się bardziej na południe. Kupili niewielki drewniany dom, z szopą i starą stajnią. Cały dach miał obrośnięty mchem i stał w pobliżu Geiranger, z widokiem na te niesamowite wody, wodospady i zielone zbocza.
Zdziwiona była dziewczynka, gdy tak prędko noc przychodziła po dniu. Długo się obie przyzwyczajały, lecz pokochały te cieplejsze, magiczne tereny.
Jorunn poszła wreszcie do szkoły, a matka postanowiła zająć się jakąś pracą. Obie bez własnej wiedzy oddalały się od siebie, próbując wynajdywać jak najwięcej zajęć.
Fotografia, lekcje rysunku, pianina... Już dwunastoletnia Jorunn miała mnóstwo zajęć, tylko jednych lekcji sobie zabroniła.
Jeździectwa.
Konie zbyt blisko kojarzyły się jej z ojcem.
Dokładnie w dniu 15 urodzin, dołączyła do jednej z grup rekonstruującej X i XI wiek. Zabawa w wikinga naprawdę się jej spodobała. Wymachiwanie toporkiem, w blaszanym hełmie i owinięta wełnianym kaftanem. Długie wyjazdy, na imitowanie walk.
Jorunn czuła się szczęśliwa.
Minął rok. Ciągle przebywając poza domem zmieniła się. Przestała być tak bardzo ukochaną przez wszystkich dziewczynką. Chodząca w glanach i skórzanej ramonesce na motor, z rękami wyćwiczonymi od machania toporem i strzelaniem z łuku. Gdy pewnego deszczowego dnia, jechała na trening, natrafiła na coś niesamowitego.
Małego renifera.
Miał mocno poranioną nogę. Nie mógł chodzić. Jorunn wzięła go na ręce i poszła z nim na trening. Tam go opatrzyli, po czym zawieźli do weterynarza.
Po treningu reniferek trafił pod opiekę Jor. Zajmowała się nim naprawdę zapalczywie, a gdy tylko wyzdrowiał stał się maskotką drużyny.
A potem padł.
Nagle, niespodziewanie. Ciężko było im się do tego przyzwyczaić. Ale wtedy też stało się coś innego.
W trakcie lekcji, Jor urosły rogi.
Szybko się to rozwinęło. Matka nie wiedząc co robić, wysłała córkę do Australi... Hahaha, dobre sobie! Dziewczyna z bieguna polarnego, z północy całego świata, jedzie na jedną wielką pustynie.
Ale nie miała nic do powiedzenia. Zostawiła swój kochany Gerjangerfjord, by jechać na drugi koniec świata...
Co lepsze, warto podkreślić, że Jorunn jest z wysokim stadium klaustrofobii. Cała więc podróż, to był statek, pociąg, statek, pociąg...
Tak więc pojawiła się tu...
Talent: Zmiana w Renifera, choć Jorunn nie umie tego kontrolować.
Charakter: Nieco arogancka, lecz w głębi duszy jest po prostu rozżalona do świata. gdy już kogoś bliżej pozna okazuje się być w ogóle inna, chodź nie łatwo ją poznać.
Jest raczej bałaganiarą, cały pokój ma zarzucony papierem nutowym i kartkami z rozpoczętymi rysunkami. Nie jest miłośniczką słuchania muzyki.Od, nie ciekawi jej to. Gra, dla zajęcia czasu, chodzić woli zawodzić na fleciku robionym na staroskandynawski niż na pianinie. Jorunn, jest typowym furiatem. Pstryk, kocha wszystkich, pstryk, ściąga topór w celu wbicia go w czyjś poczciwy łeb.
Uwielbia rysować. Faza godna mistrza. A rysuje wszystko. Konie, wikingów, i konie z hełmami wikingów i z toporem w zębach. Hipisów, i hipis konie z pacyfą na szyi, i tęczowym zadem...
Czyli odwał na całego.
Jest dość... pozytywnie świrnięta...
Grupa: polimorfi
Poziom zaawansowania: Słaby
Wiek: 17 lat
Data urodzenia: 24 kwietnia
Wygląd:
Aleandra Daddario.
Historia:Północna część Norwegii nie jest zbyt gościnnym miejscem, Tym bardziej, że ona już należy do Laponii. Lecz nie jest to tak wielkie odludzie jak się wydaje.
To tu urodziła się Jorunn. Tak, dobre imię dla dziewczyny co? Typowo Norweskie. Tam albo imion takie jak na całym świecie, albo brzmiące jakby upity Niemiec próbował gadać po angielsku. Chodź nie. Norweski brzmi jeszcze mniej zrozumiale.
Narvik jest sporym miastem, chodź na tyle, na ile może być nadmorskie miasto prawie na biegunie. Leży tuż przy Otofjorden, statki co chwila ryczą odpływając z nowym ładunkiem. Wystarczy jednak niewiele oddalić się od miejsca, w kierunku lasu, lub nie zabudowanej części wybrzeża, by uciec od tych zwierzęcych wręcz nawyków towarowców.
Rodzice Jorunn byli właścicielami niewielkiej stadniny. Zamieszkana była głównie przez stadko tłustych, kudłatych kucyków Islandzkich, bystrych i wrednych do tego stopnia, że niewiele osób odważało się na nich jeździć. Woleli większe, spokojniejsze kuce Fiordzkie, choć i brały przykład z Islandczyków.
Jorunn żyła w tej śnieżnej krainie wiecznych nocy i dni, żyjąc w przeświadczeniu że tak jest wszędzie. Ciesząca się życiem, zachwycająca się nad kucykami, które w jej otoczeniu stawały się przymilne i spokojne widząc, że "ten trzyletni knypek" rozumie je lepiej niż inni.
Do czasu.
Niewiele brakowało do czwartych urodzin małej dziewczynki, kiedy to jej ojciec zachorował. Niewiele minęło, do czasu gdy życie tego dobrego człowieka dobiegło swego końca. Ciemne chmury napłynęły nad całą rodzinę. Matka sprzedała wszystkie konie, by zapomnieć, i wyprowadziła się bardziej na południe. Kupili niewielki drewniany dom, z szopą i starą stajnią. Cały dach miał obrośnięty mchem i stał w pobliżu Geiranger, z widokiem na te niesamowite wody, wodospady i zielone zbocza.
Zdziwiona była dziewczynka, gdy tak prędko noc przychodziła po dniu. Długo się obie przyzwyczajały, lecz pokochały te cieplejsze, magiczne tereny.
Jorunn poszła wreszcie do szkoły, a matka postanowiła zająć się jakąś pracą. Obie bez własnej wiedzy oddalały się od siebie, próbując wynajdywać jak najwięcej zajęć.
Fotografia, lekcje rysunku, pianina... Już dwunastoletnia Jorunn miała mnóstwo zajęć, tylko jednych lekcji sobie zabroniła.
Jeździectwa.
Konie zbyt blisko kojarzyły się jej z ojcem.
Dokładnie w dniu 15 urodzin, dołączyła do jednej z grup rekonstruującej X i XI wiek. Zabawa w wikinga naprawdę się jej spodobała. Wymachiwanie toporkiem, w blaszanym hełmie i owinięta wełnianym kaftanem. Długie wyjazdy, na imitowanie walk.
Jorunn czuła się szczęśliwa.
Minął rok. Ciągle przebywając poza domem zmieniła się. Przestała być tak bardzo ukochaną przez wszystkich dziewczynką. Chodząca w glanach i skórzanej ramonesce na motor, z rękami wyćwiczonymi od machania toporem i strzelaniem z łuku. Gdy pewnego deszczowego dnia, jechała na trening, natrafiła na coś niesamowitego.
Małego renifera.
Miał mocno poranioną nogę. Nie mógł chodzić. Jorunn wzięła go na ręce i poszła z nim na trening. Tam go opatrzyli, po czym zawieźli do weterynarza.
Po treningu reniferek trafił pod opiekę Jor. Zajmowała się nim naprawdę zapalczywie, a gdy tylko wyzdrowiał stał się maskotką drużyny.
A potem padł.
Nagle, niespodziewanie. Ciężko było im się do tego przyzwyczaić. Ale wtedy też stało się coś innego.
W trakcie lekcji, Jor urosły rogi.
Szybko się to rozwinęło. Matka nie wiedząc co robić, wysłała córkę do Australi... Hahaha, dobre sobie! Dziewczyna z bieguna polarnego, z północy całego świata, jedzie na jedną wielką pustynie.
Ale nie miała nic do powiedzenia. Zostawiła swój kochany Gerjangerfjord, by jechać na drugi koniec świata...
Co lepsze, warto podkreślić, że Jorunn jest z wysokim stadium klaustrofobii. Cała więc podróż, to był statek, pociąg, statek, pociąg...
Tak więc pojawiła się tu...
Talent: Zmiana w Renifera, choć Jorunn nie umie tego kontrolować.
Charakter: Nieco arogancka, lecz w głębi duszy jest po prostu rozżalona do świata. gdy już kogoś bliżej pozna okazuje się być w ogóle inna, chodź nie łatwo ją poznać.
Jest raczej bałaganiarą, cały pokój ma zarzucony papierem nutowym i kartkami z rozpoczętymi rysunkami. Nie jest miłośniczką słuchania muzyki.Od, nie ciekawi jej to. Gra, dla zajęcia czasu, chodzić woli zawodzić na fleciku robionym na staroskandynawski niż na pianinie. Jorunn, jest typowym furiatem. Pstryk, kocha wszystkich, pstryk, ściąga topór w celu wbicia go w czyjś poczciwy łeb.
Uwielbia rysować. Faza godna mistrza. A rysuje wszystko. Konie, wikingów, i konie z hełmami wikingów i z toporem w zębach. Hipisów, i hipis konie z pacyfą na szyi, i tęczowym zadem...
Czyli odwał na całego.
Jest dość... pozytywnie świrnięta...
Grupa: polimorfi
Poziom zaawansowania: Słaby