1 Ben Holmes - Sam Way Sro Lis 21, 2012 9:36 pm
Banjo
Imię i nazwisko: Benjamin Eustachy Holmes
Wiek: 19
Data urodzenia: 3.03
Wygląd: Sama Kristen Stewart wyraża więcej emocji od niego.
Historia: Pamiętacie taką śmieszną Nessie? No to ta Nessie jest mamą Benjamina. Znaczy to wgl dziwna sytuacja wynikła, no bo jak wiadomo, Nessie pewnego dnia nawiała z Rezydencji. A miesiąc później już była mężatką. Szybko, no nie. No a parę miesięcy później urodziła Bena. Też szybko poszło, nie? Ciekawe to. No ale ona zawsze była taka nerwowa. Miała nazwać swojego synusia zgodnie z rodzinną tradycją, czyli jakieś Bkjhbsdfk, albo Poslajdh, (nie)stety jej nowy PAN MĄŻ (jak go z respektem nazywa Nessie) stwierdził, że on woli umieć wymówić imię swego pierworodnego i stanęło na Benie. Wiecie, panieńskie nazwisko Clock i Big Ben. Ale mniejsza o to. Benuś jakoś tak się wyłamywał. Z matką dogadywał się w sumie nieźle, chociaż bardziej niewerbalnie, niż werbalnie, natomiast kontakt z ojcem to była jedna wielka katastrofa. No po prostu ni w ząb. Ale czasem tak bywa.
Benek nauczył się najpierw czytać, a potem mówić. Serio, miał cztery lata kiedy matka przyuważyła go siedzącego nad książką. A zaczął mówić dopiero dwa lata później. Mówić może i umiał wcześniej. Ale dopiero wtedy postanowił pokazać to światu. Taki dziwak. Jego pierwsze słowa? Dokładnego cytatu brak, ale coś o gitarze pod choinkę. Nigdy nie seplenił, zawsze mówił bardzo dokładnie i z uwagą, mistrz dykcji. Miał sześć lat, kiedy zaczął (sam) uczyć się grać na gitarze, a siedem kiedy poszedł do szkoły muzycznej. Nie podobał mu się wprawdzie rygor i sztywne zasady, ale doceniał fakt, że może dużo się nauczyć. Zresztą, najpierw trzeba poznawać zasady, żeby później je łamać. No więc poznawał nowe zasady, a potem je łamał. Nie wchodził w drogę ojcu, bo zwyczajnie pozapisywał się na milion kółek, a do tego szkoła muzyczna. I w domu bywał dość rzadko, więc nie musiał rozmawiać z tym, co mu jeść daje. Bo to, że chyba jednak to ojciec Bena nie jest, czuł od jakiegoś czasu. Było to trudne do wytłumaczenia czucie, a na jakąkolwiek próbę rozmowy matka odwracała wzrok i zamykała się w sobie jeszcze bardziej, jakby jej mało było. Banjo musiał z tym jakoś żyć. Miał dziewięć lat, kiedy napisał pierwszą piosenkę dla swojej ukochanej. Wprawdzie tekst był nieco koślawy, za to muzyka miała w sobie coś. Nie wiedział, że kiedy ćwiczył, jego mama dostawała nerwowego tiku. Zauważył to dopiero parę lat później, kiedy zaczął kupować płyty zespołu Pulpety Kotlety. Ich muzyka, tak jak granie Bena sprawiały, że Nessie drgała lewa powieka. Niby niezauważalnie, ale jednak. Kłopot minął, kiedy postanowił iść dalej w muzykę, a na wyspie Tresco (na której sobie szczęśliwie mieszkali) nie było szkoły z wyższym stopniem wtajemniczenia. Wysłali go do internatu w Londynie. Trzynasty rok jego życia był rzeczywiście INNY. Po pierwsze, był wielki koncert Pulpetów Kotletów niedaleko miejsca w którym mieszkał (ale i tak musiał ściągnąć sobie opiekuna), na który namówił mamę. Poszli sobie, fajnie się bawili, tylko jej ciągle ta lewa powieka latała. Ale kiedy poprosił, żeby poszli po autograf, to prawie jej to lewe oko wypadło od trzepotania, ale dzielnie się zgodziła. No i stanęli w końcu przed samym Ethanem (Aurelio chwilowo poszedł gdzieś). Ethan spojrzał na Nessie. Nessie spojrzała na Bena. Ben spojrzał na Nessie. Ethan spojrzał na Bena. Nessie spojrzała na Ethana. Ben spojrzał na Ethana. I już ktoś miał coś powiedzieć, kiedy Nessie, czerwona jak burak, złapała Bena i najnormalniej uciekła. Nie rozmawiali o tym już nigdy. Ale autografu nadal nie miał, więc uprzejmie napisał do szanownego Ethana. Szanowny Ethan uprzejmie odpisał, załączył zdjęcie zespołu z autografem, szczęśliwą kostkę w bonusie i dosyć zastanawiające zaproszenie na termin nieokreślony w nieokreślonym miejscu, żeby porozmawiać, bo w swoim uprzejmym liście Ben wspomniał o tym, że gra.
Dwa miesiące później wkurzył się na swojego laptopa, bo był wolny i wgl. No i nagle się w nim znalazł. No czyste szaleństwo. Matka narobiła rabanu, z nieba (może nie dosłownie) spadli jacyś ludzie, którzy wyciągnęli go z komputera i zabrali go do Rezydencji. I żyje sobie szczęśliwie i nie wie o co chodzi w sumie. Dalej gra, czasem jeździ na koncerty, ale jakoś więcej nie spotkał się oko w oko z Ethanem. I jakoś nie ma odwagi przypomnieć sobie o jego zaproszeniu i wreszcie umówić się na poważną rozmowę. Bo on wie. Obaj wiedzą.
Talent: może wejść w urządzenie elektroniczne i zmieniać je od wewnątrz, ulepszać itd., umie podróżować kablami
Charakter: Gdyby wygrał w lotka, kupiłby sobie nowe struny do gitary, to raz, i zdjęcie Marilyn Monroe, oryginalne, to dwa, pojechałby w harcorową podróż dookoła świata, to trzy, milion oddałby mamie (tylko mamie), milion wpakował na konto, a resztę przekazał jakiejś fundacji dobroczynnej, czy coś takiego. I na stypendium dla młodych muzyków, też. Gdzie dokładnie by pojechał? Na pewno musiałby zobaczyć Tokio, stację Wostok na Antarktydzie, Dolinę Śmierci w Kalifornii, jak najbliżej strefy 51 by pojechał, puszczę amazońską, Rio (w karnawał), Przylądek Kości Słoniowej, Tasmanię. Była jeszcze Australia, ale teraz ma jej po dziurki w nosie. Trzy zalety: precyzja, kreatywność, opanowanie. Trzy wady: przesadna ambicja, łamanie zasad, narcyzm (rzadki, ale jednak). Introwertyk, czasami wychodzi ze swojej skorupki i wtedy jest całkiem do rzeczy. Jego zakochania (albo raczej obsesje) trwają maksymalnie miesiąc, dlatego nie tworzy poważnych związków. Nie lubi kłamać, czasem nagina prawdę. Woli słuchać niż mówić, słuchać niż robić, robić niż mówić. Nie okazuje emocji, chyba, że gra. Nie naśladuje innych, nie gra skomponowanych już utworów, chyba, że musi. Nie lubi musieć. Lubi improwizować. Lubi deszcz i silny wiatr, ale osobno. Lubi pływać, jeść ziemniaki z ogniska, wspinać się. Nie lubi biegać, rysować i opowiadać o sobie. Stara się nie rzucać w oczy, nie wykonuje dziwnych zabiegów, żeby wszyscy zwracali na niego uwagę. Dziwny, sympatyczny, przenikliwy.
Dobry obserwator. Czasami mu odwala.
Grupa: elektryczni
Poziom zaawansowania: bardziej zaawansowany niż średni, ale zaawansowany całkiem to jeszcze nie
Wiek: 19
Data urodzenia: 3.03
Wygląd: Sama Kristen Stewart wyraża więcej emocji od niego.
Historia: Pamiętacie taką śmieszną Nessie? No to ta Nessie jest mamą Benjamina. Znaczy to wgl dziwna sytuacja wynikła, no bo jak wiadomo, Nessie pewnego dnia nawiała z Rezydencji. A miesiąc później już była mężatką. Szybko, no nie. No a parę miesięcy później urodziła Bena. Też szybko poszło, nie? Ciekawe to. No ale ona zawsze była taka nerwowa. Miała nazwać swojego synusia zgodnie z rodzinną tradycją, czyli jakieś Bkjhbsdfk, albo Poslajdh, (nie)stety jej nowy PAN MĄŻ (jak go z respektem nazywa Nessie) stwierdził, że on woli umieć wymówić imię swego pierworodnego i stanęło na Benie. Wiecie, panieńskie nazwisko Clock i Big Ben. Ale mniejsza o to. Benuś jakoś tak się wyłamywał. Z matką dogadywał się w sumie nieźle, chociaż bardziej niewerbalnie, niż werbalnie, natomiast kontakt z ojcem to była jedna wielka katastrofa. No po prostu ni w ząb. Ale czasem tak bywa.
Benek nauczył się najpierw czytać, a potem mówić. Serio, miał cztery lata kiedy matka przyuważyła go siedzącego nad książką. A zaczął mówić dopiero dwa lata później. Mówić może i umiał wcześniej. Ale dopiero wtedy postanowił pokazać to światu. Taki dziwak. Jego pierwsze słowa? Dokładnego cytatu brak, ale coś o gitarze pod choinkę. Nigdy nie seplenił, zawsze mówił bardzo dokładnie i z uwagą, mistrz dykcji. Miał sześć lat, kiedy zaczął (sam) uczyć się grać na gitarze, a siedem kiedy poszedł do szkoły muzycznej. Nie podobał mu się wprawdzie rygor i sztywne zasady, ale doceniał fakt, że może dużo się nauczyć. Zresztą, najpierw trzeba poznawać zasady, żeby później je łamać. No więc poznawał nowe zasady, a potem je łamał. Nie wchodził w drogę ojcu, bo zwyczajnie pozapisywał się na milion kółek, a do tego szkoła muzyczna. I w domu bywał dość rzadko, więc nie musiał rozmawiać z tym, co mu jeść daje. Bo to, że chyba jednak to ojciec Bena nie jest, czuł od jakiegoś czasu. Było to trudne do wytłumaczenia czucie, a na jakąkolwiek próbę rozmowy matka odwracała wzrok i zamykała się w sobie jeszcze bardziej, jakby jej mało było. Banjo musiał z tym jakoś żyć. Miał dziewięć lat, kiedy napisał pierwszą piosenkę dla swojej ukochanej. Wprawdzie tekst był nieco koślawy, za to muzyka miała w sobie coś. Nie wiedział, że kiedy ćwiczył, jego mama dostawała nerwowego tiku. Zauważył to dopiero parę lat później, kiedy zaczął kupować płyty zespołu Pulpety Kotlety. Ich muzyka, tak jak granie Bena sprawiały, że Nessie drgała lewa powieka. Niby niezauważalnie, ale jednak. Kłopot minął, kiedy postanowił iść dalej w muzykę, a na wyspie Tresco (na której sobie szczęśliwie mieszkali) nie było szkoły z wyższym stopniem wtajemniczenia. Wysłali go do internatu w Londynie. Trzynasty rok jego życia był rzeczywiście INNY. Po pierwsze, był wielki koncert Pulpetów Kotletów niedaleko miejsca w którym mieszkał (ale i tak musiał ściągnąć sobie opiekuna), na który namówił mamę. Poszli sobie, fajnie się bawili, tylko jej ciągle ta lewa powieka latała. Ale kiedy poprosił, żeby poszli po autograf, to prawie jej to lewe oko wypadło od trzepotania, ale dzielnie się zgodziła. No i stanęli w końcu przed samym Ethanem (Aurelio chwilowo poszedł gdzieś). Ethan spojrzał na Nessie. Nessie spojrzała na Bena. Ben spojrzał na Nessie. Ethan spojrzał na Bena. Nessie spojrzała na Ethana. Ben spojrzał na Ethana. I już ktoś miał coś powiedzieć, kiedy Nessie, czerwona jak burak, złapała Bena i najnormalniej uciekła. Nie rozmawiali o tym już nigdy. Ale autografu nadal nie miał, więc uprzejmie napisał do szanownego Ethana. Szanowny Ethan uprzejmie odpisał, załączył zdjęcie zespołu z autografem, szczęśliwą kostkę w bonusie i dosyć zastanawiające zaproszenie na termin nieokreślony w nieokreślonym miejscu, żeby porozmawiać, bo w swoim uprzejmym liście Ben wspomniał o tym, że gra.
Dwa miesiące później wkurzył się na swojego laptopa, bo był wolny i wgl. No i nagle się w nim znalazł. No czyste szaleństwo. Matka narobiła rabanu, z nieba (może nie dosłownie) spadli jacyś ludzie, którzy wyciągnęli go z komputera i zabrali go do Rezydencji. I żyje sobie szczęśliwie i nie wie o co chodzi w sumie. Dalej gra, czasem jeździ na koncerty, ale jakoś więcej nie spotkał się oko w oko z Ethanem. I jakoś nie ma odwagi przypomnieć sobie o jego zaproszeniu i wreszcie umówić się na poważną rozmowę. Bo on wie. Obaj wiedzą.
Talent: może wejść w urządzenie elektroniczne i zmieniać je od wewnątrz, ulepszać itd., umie podróżować kablami
Charakter: Gdyby wygrał w lotka, kupiłby sobie nowe struny do gitary, to raz, i zdjęcie Marilyn Monroe, oryginalne, to dwa, pojechałby w harcorową podróż dookoła świata, to trzy, milion oddałby mamie (tylko mamie), milion wpakował na konto, a resztę przekazał jakiejś fundacji dobroczynnej, czy coś takiego. I na stypendium dla młodych muzyków, też. Gdzie dokładnie by pojechał? Na pewno musiałby zobaczyć Tokio, stację Wostok na Antarktydzie, Dolinę Śmierci w Kalifornii, jak najbliżej strefy 51 by pojechał, puszczę amazońską, Rio (w karnawał), Przylądek Kości Słoniowej, Tasmanię. Była jeszcze Australia, ale teraz ma jej po dziurki w nosie. Trzy zalety: precyzja, kreatywność, opanowanie. Trzy wady: przesadna ambicja, łamanie zasad, narcyzm (rzadki, ale jednak). Introwertyk, czasami wychodzi ze swojej skorupki i wtedy jest całkiem do rzeczy. Jego zakochania (albo raczej obsesje) trwają maksymalnie miesiąc, dlatego nie tworzy poważnych związków. Nie lubi kłamać, czasem nagina prawdę. Woli słuchać niż mówić, słuchać niż robić, robić niż mówić. Nie okazuje emocji, chyba, że gra. Nie naśladuje innych, nie gra skomponowanych już utworów, chyba, że musi. Nie lubi musieć. Lubi improwizować. Lubi deszcz i silny wiatr, ale osobno. Lubi pływać, jeść ziemniaki z ogniska, wspinać się. Nie lubi biegać, rysować i opowiadać o sobie. Stara się nie rzucać w oczy, nie wykonuje dziwnych zabiegów, żeby wszyscy zwracali na niego uwagę. Dziwny, sympatyczny, przenikliwy.
Dobry obserwator. Czasami mu odwala.
Grupa: elektryczni
Poziom zaawansowania: bardziej zaawansowany niż średni, ale zaawansowany całkiem to jeszcze nie
Ostatnio zmieniony przez Banjo dnia Czw Lis 22, 2012 6:54 pm, w całości zmieniany 2 razy