Lubię tłum. Im nas więcej tym weselej, jak to się mówi. I chyba najlepsze imprezy są jednak w większym gronie? Chociaż też zależy jak na to patrzeć, bo jednak najbardziej wartościowe to we dwoje. Tłum jest zawsze spoko, tak czy inaczej. Dzisiaj się jednak go nie spodziewałam. Dzisiaj miałam w planach gotowanie, potem origami, jako, że znalazłam nową książkę w tym temacie, a dalej poćwiczę kickboxing i.. no mam jeszcze parę rzeczy na liście, tylko, że niby powinnam się oszczędzać. Nie przeciążać umysłu, jak to mi mówią, więc zobaczymy.
-Taki był przepis.-odpowiedziałam. Nawet gdyby nie był to i tak wzięłabym dwa razy więcej składników, żeby zrobić więcej. Lubię jak jest dużo. Człowiek wtedy wie, że żyje.
Lucky, Lucky. Zastanowiłam się odruchowo czy już kiedyś go poznałam. Zawsze się zastanawiam, chociaż zawsze wiem, że na marne. Uśmiechnęłam się więc uprzejmie, a zaraz podziękowałam za zioła.
-Jestem Thelma.-odpowiedziałam, kiedy już byłam pewna na procent 150, ze sobie go nie przypomnę.
-Naprawdę nie lubisz?-podpytałam. Dziwne było oferowanie swojej pomocy, kiedy się czegoś nie lubiło, ale w porządku. Niech nie lubi. Dobra, nie wiem czy to w porządku, bo jedzenie trzeba przygotowywać z sercem, żeby się udało. Zmartwiłam się trochę losem mojej/naszej tarty ziołowej. -Głody..-powtórzyłam-Dobre i to.-stwierdziłam w końcu, bo nawet jeśli nie wyjdzie, to on, skoro taki głodny, to zje i się nie zmarnuje.
-Wzięłam, tak. Tylko czosnku nie. Czosnek możesz zabrać, ok?-bo czemu miałby iść z pustymi rękoma, prawda?
-To co właściwie lubisz?-zapytałam, krocząc już w stronę kuchni. Szukam sobie nowego hobby i czekam na inspirację.
/kuchnia?