Wzruszyłem ramionami. Nie zwykłem na nikogo naciskać - jeśli nie chciał mówić, ja nie pytałem. Uchyliłem usta, z początku chcąc zbyć go kilkoma niezbyt składnie dobranymi słowami, jednak ostatecznie przewróciłem w palcach motylka. Ten przetoczył się na moją rozłożoną dłoń tak, że można było oglądać go w pełnej okazałości. Może nie do końca przypominał przybraną w skrzydła kwintesencję piękna, ale jakoś podobała mi się ta nazwa. Z pewnością brzmiała dużo lepiej niż mucha, czy pchła, do których ta machina była dużo bardziej podobna.
- To jest motylek. Urządzenie szpiegowskie. Pomyślałem, że może się kiedyś przydać... - na moment zamilkłem. Może i dziwnie to brzmiało, jednak po krótkiej chwili dodałem - ...Rezydencji. - oczywistym jest, przynajmniej dla mnie, że akurat tym nie zamierzałem się z nikim dzielić. Miał służyć MNIE, do MOICH celów. Ale nikt inny nie musiał o tym wiedzieć.
- Jest tak mały, że może wślizgnąć się w zasadzie wszędzie i nie zostać zauważonym. Przetwarza i obraz i dźwięk, jest tylko jeden problem, nie wiem dlaczego, ale zamiast od razu wysyłać wszystkie informacje na mój telefon, przechowuje je w swojej pamięci, przez co nie mogę zamontować procesu autodestrukcji. Tak na wszelki wypadek, gdyby jednak został zauważony. Muszę mu się dokładniej przyjrzeć, bo mam wrażenie, że jestem już blisko rozwiązania tego problemu... - kiwnąłem głową tak energicznie, że okulary ześlizgnęły mi się na czubek nosa. Poprawiłem je jednym palcem, jak to zresztą miałem w zwyczaju, i zerknąłem na Humphreya. Przyglądałem się jego twarzy, bo szczerze powiedziawszy byłem ciekaw jak zareaguje na mój nowy gadżet. Opinie innych, jeżeli chodzi o moje wynalazki, zawsze mnie interesowały, bo zdarzało się, że niektórzy mieli całkiem niezłe, nowatorskie pomysły na różne udoskonalenia. Czasem zadziwiali nawet mnie, bo, przyznam szczerze, na niektóre rzeczy nigdy bym nie wpadł. Może dlatego pogrążałem się w literaturze sf, gdzie aż roiło się od dziwnych machin...
- Co o tym myślisz? - zapytałem. Nie czekałem jednak na odpowiedź. Zamiast tego machnąłem ręką i zatrzymałem się. Ostatni raz spojrzałem na chłopaka, po czym kiwnięciem głowy wskazałem mu jedne z drzwi.
- Tutaj. - mruknąłem. Delikatny uśmiech wpełzł na moje usta, skinąłem łepetyną i rzuciłem na pożegnanie.
- No to do zobaczenia. - a później odwróciłem się i ponownie poświęcając całą swoją uwagę "motylkowi" poszedłem... sam nie wiem gdzie...
/zt