Bubuś lubił chodzić swoimi ścieżkami niczym kot. Ale na tym się jego podobieństwa do tego gatunku kończyły, bo Bubuś nie był ani ignorantem, ani samolubem, ani też nawet miłośnikiem kitty-kata, chociaż kiedyś biedaczek został zmuszony zjeść garść tej karmy, gdy dwie łyse góry mięsa i tatuaży, złapały go w ciemnym zaułku i wzięły za jakiegoś pierwszaka. Chociaż wtedy Bubuś już trzy lata siedział w Australii. Bubuś jednak bał się przyznać, że nie jest pierwszakiem, bo kto wie co by wtedy mu zrobili, a przecież jedzenie karmy nie jest wcale takie złe. W końcu ma w sobie jakieś składniki odżywcze, nie? A Bubusiowi jak nic innego przydałoby się parę witamin, bo zazwyczaj wygląda jak wrak człowieka. Nie wiem co dokładnie sprawia takie wrażenie. Może to przez jego stale przygarbioną sylwetkę? A może przez to jak wciąż gapił się na swoje buty zamiast przed siebie? A może to była sale przybrudzony jakąś dziwną substancją bubuciowy pyszczek? Możliwe też, że winne były jego ubrania. Dwa rozmiary za duże, połatane w każdym możliwym miejscu i pogniecione jakby Bubuś wyjął je psu z gardła? Możliwe też, że winne były koszulki Bubusia przedstawiające zazwyczaj jego ulubione zespoły takie jak Bomba Boys, Modern Talking, U2, czy ABBA. Oj wiele jest możliwości, ale chyba jeżeli podsumować by je wszystkie to byśmy otrzymali czystą konsystencję Bubusiowego świata. Zakręconego i pozbawionego wszelkiego sensu.
Ale zaczęliśmy od tego, że Bubuś chodził swoimi drogami, a dzisiejsza droga Bubusia zaprowadziła go do Jedynki, gdzie Bubuś usłyszał coś pięknego. Ktoś sobie grał na fortepianie! Bubusiowe serduszko od razu poszło w ruch i zachciało poznać tego kogoś! Szybciutkimi bubusiowymi kroczkami Bubuś dotarł do pomieszczenia skąd dobiegały piękne dźwięki i zaciekawiony wetknął głowę do środka.
- Jak ty pięknie grasz! - zawołał nie boją się tym razem niczego, bo przecież ktoś kto tak pięknie gra nie może być straszny! - Cudnie cudnie cudnie! Ja też umiem zagrać, ale tylko wlazł 'niech żyje wolność', chcesz posłuchać?