Happy za to lubiła biegać. Jednak na bieganie pozwalała sobie tylko w dobrym humorze. Wtedy ją jakoś natychało i wszystko mogła robić, bez zbędnego myślenia. Dzisiaj humor miała średni, ni to dobry, ni to zły, a to tak naprawdę jest najgorszy z możliwych stanów ducha. Bo musisz się zastanowić nad tym jak ci właściwie jest, dlaczego tak ci jest i co dalej. To dziewczę niby lubi się zastanawiać, ale wolałaby się zastanawiać nad czymś sensowniejszym. Hap miała chyba problem z ustawianiem priorytetów i stosowaniem się do nich. Z trudem jej przychodziło stwierdzenie, ze coś nie jest w tym momencie ważne, bo są rzeczy ważniejsze. Dla niej, wszystko co się działo, musiało być przemyślane tu i teraz. Dlatego teraz zastanawiała się nad swoją obojętnością, wobec spraw, które obojętne jej być nie powinny, a nad swoim szczenięcym zakochaniem w opiekunie grupy, który jest karłem i do niej nie pasuje, pomyśli pewnie na zajęciach. O ile na nie pójdzie, bo Happy lubiła nie chodzić. Przez tą swoją empatyczność tak miała. Ale dobra! Bo dziś sprawa miała się tak, ze Happy, albo w tym przypadku może lepiej przypomnieć sobie jej drugie imię- Demon. Demon właśnie zerwała ze swoim chłopakiem, który codziennie przynosił jej kwiaty i codziennie mówił do niej 'mój kwiatuszku'. Musiał mieć jakąś obsesję na punkcie tych kwiatów. Demon potraktowała go okrutnie i nawet nie było jej żal. Czy to jakoś źle o niej świadczy? Nie może źle świadczyć, bo przecież dziewczyna serce ma zajęte! Musi żyć w zgodzie ze sobą! Nawet łzy tamtego chłopca nie poruszyły jej zajętego serca, sorry.
Happy Demon szła teraz w las. Albo gdzieś indziej, gdzie dałoby się ukryć przed matką, bo dziewczyna miała ochotę zrobić coś złego. ZAPALIĆ PAPIEROSA. Problem z matką taką jaką jest Fangora jest taki, że się palenia przed nią ukryć nie da. I Happy zawsze ma dylematy. Zrobić, nie zrobić. No koszmar.
Idzie więc dziewczyna przed siebie, aż coś ją tyka w środku, bo tu niedaleko widzi człeka zmartwionego.
Właśnie dlatego Happy chętnie zamieniłaby swoją empatię na chociażby szybkość, bo jej talent tak wrył się w jej charakter, ze czasem trudno jej było przejść obojętnie obok tych zmartwionych. Podeszła więc bliżej, przegrywając walkę z samą sobą.
-Cześć Hubert.-rzuciła, rozglądając się na boki. Hubercie, nie masz przyjaciół, którzy mogliby cię pocieszyć, żebyś nie kuł w oczy swym zmartwieniem? Chciałoby się zapytać, ale to pytanie, chociaż niby nie ma głupich, było głupie. Bo jak widać, żadnych przyjaciół wokół nie było.
-Nie martw się.-dodała po chwili, pomijając serię pytań na temat co się stało, kiedy, dlaczego, sranie w banie. I tak wszystko sprowadza się do tego, żeby już się tak nie martwił, bo to źle na Happy wpływa. Jest niemal dręczące. U niektórych ludzi naprawdę wystarczą trzy słowa i uśmiech, czują wtedy jakieś zainteresowanie i jak ręką odjął.