1 Nebeel Zwijnenberg - Naleye Junior Sro Gru 12, 2012 6:51 am
Nebeel
Jest etnograf na sali? Bo problem jest taki,
Że w kwestii pochodzenia… człek to dość nijaki.
W żyłach krew Wietnamczyka, z Somalii ma dziadka
Matka zaś Holenderka (a on sam jest wpadka).
Ale nie tędy droga, by mu wypominać
Przecież od początku, cóż, należy zaczynać.
Zacznijmy od imienia, zwie się chłopak Nebeel
I słusznie się złożyło, że brzmi ciut jak „debil”.
Szybko dość wyszło na jaw – rozumem nie grzeszy
Wiadomo, głupi dzieciak ojca mało cieszy.
Poszło też o pieniądze, grunt, że tata był zwiał
Więc odtąd po mamusi Zwijnenbergiem się zwał.
W Holandii było nudno, w Heerlen czuł się źle
I wiedział, że wyjedzie – problem jeno, bo gdzie?
Chociaż miał swoje cnoty (nie, by ktoś go chwalił…),
To niestety biletów nie mógł kupić za nic,
Bo chłopię to rozrzutne i niegospodarne,
Więc szanse na podróże miał takie, że żadne.
Matka się też dziwiła (bo Nebeel to z takich,
Co hobby zmieniają po pierwszym łyku kawki;
Co dzień sobie coś roił, szedł z nowym to planem,
A że mało był mądry, często dawał plamę)
I nawet rodzicielka się troszkę martwiła
Że ktoś bez wątpliwości podmienił jej syna.
W końcu to niepodobne, by w swoim zamiarze
Wytrwał rok i nie zmienił obiektu tych marzeń.
„Trudno”, pomyślała, „ach, tak być widać musi,
„jak nie wyjedzie z Heerlen, pewnie się udusi.
Z drugiej zaś strony, czort wie, czy sam se poradzi,
Nie widzę niczego, czym mogłabym mu kadzić.
Prawda, dowcip ma ostry, ale czy kto widział,
By li dobrym humorem forsę wielką zbijać?
Czy szczęście jest ważniejsze, czy też praca płatna?
Boże, czym zawiniłam, że ja jego matka?
Nie dość, że nieuk, to i włóczykij jest z niego,
I chyba jeszcze pedał (uchowaj od złego)!”
Smutna matka Nebeela, nie wie już co robić,
A on zamiast pomagać, to dalej wciąż psoci.
Lecz w dniu osiemnastki, z samego rana
Zdarzyła się, słuchajcie, rzecz niespotykana;
Pobudka mało miła, z tegoż to powodu
Że w pościeli, kurczę, sporo psiego smrodu.
Nebeel się wprost zatrwożył, bo psa nie posiadał
Więc jak i to wyjaśnić, jaka na to rada?
Był wytoczył się z łóżka i poznał przyczyny:
Niegdyś człowiecze dłonie, teraz psie kończyny!
Zatrwożył się strasznie; wolał być tumanem
Niż dogiem niemieckim czy innym dobermanem!
Nie wiedział, czy się znajdzie dla niego lekarstwo
Więc zaczął ubolewać; w psiej skórce mu ciasno!
Lecz nie minęła chwila, jak znowu był człekiem,
Postanowił nie mówić (i tak był dziwakiem
I bez przemian w zwierzęta) o tym wydarzeniu,
Już tydzień później myślał, że przyśniło się mu.
Prawda jednak, co ma być, to się nieodstanie
W miesiąc później znów przybrał swoje psie przebranie.
Tym razem miał publikę (w końcu był na randce)
Dziewczyna już nie chciała chodzić z nim na tańce,
A wśród innych zrobiła się mała afera
Bo jak to – jest chłopak, a zaraz już go nie ma,
Miast niego dog niemiecki siedzi se pod stołem
Więc wszyscy zgodnie rzekli: „łapać kundla społem”!
Biedny Nebeel zwiał z knajpki, lecz nic to nie dało
Bo kilkoro osiłków migiem go złapało.
Coś mu tam tłumaczyli, lecz on przerażony
Zrozumiał z tego tyle, że trza tam do szkoły
A przez „tam” się rozumie niestety Australię
Żeby to pojąć, Nebeel miał za małą banię.
Cóż, panowie z Australii dali sobie radę
Przekonali i jego i szanowną mamę.
Na tym dramat tym się rwie, chłopak jest już tydzień
I stara się być grzeczny i jest całkiem zniesień
Ze względu że lojalny i całkiem uroczy
Może jakoś znośnie mu życie się potoczy
Że w kwestii pochodzenia… człek to dość nijaki.
W żyłach krew Wietnamczyka, z Somalii ma dziadka
Matka zaś Holenderka (a on sam jest wpadka).
Ale nie tędy droga, by mu wypominać
Przecież od początku, cóż, należy zaczynać.
Zacznijmy od imienia, zwie się chłopak Nebeel
I słusznie się złożyło, że brzmi ciut jak „debil”.
Szybko dość wyszło na jaw – rozumem nie grzeszy
Wiadomo, głupi dzieciak ojca mało cieszy.
Poszło też o pieniądze, grunt, że tata był zwiał
Więc odtąd po mamusi Zwijnenbergiem się zwał.
W Holandii było nudno, w Heerlen czuł się źle
I wiedział, że wyjedzie – problem jeno, bo gdzie?
Chociaż miał swoje cnoty (nie, by ktoś go chwalił…),
To niestety biletów nie mógł kupić za nic,
Bo chłopię to rozrzutne i niegospodarne,
Więc szanse na podróże miał takie, że żadne.
Matka się też dziwiła (bo Nebeel to z takich,
Co hobby zmieniają po pierwszym łyku kawki;
Co dzień sobie coś roił, szedł z nowym to planem,
A że mało był mądry, często dawał plamę)
I nawet rodzicielka się troszkę martwiła
Że ktoś bez wątpliwości podmienił jej syna.
W końcu to niepodobne, by w swoim zamiarze
Wytrwał rok i nie zmienił obiektu tych marzeń.
„Trudno”, pomyślała, „ach, tak być widać musi,
„jak nie wyjedzie z Heerlen, pewnie się udusi.
Z drugiej zaś strony, czort wie, czy sam se poradzi,
Nie widzę niczego, czym mogłabym mu kadzić.
Prawda, dowcip ma ostry, ale czy kto widział,
By li dobrym humorem forsę wielką zbijać?
Czy szczęście jest ważniejsze, czy też praca płatna?
Boże, czym zawiniłam, że ja jego matka?
Nie dość, że nieuk, to i włóczykij jest z niego,
I chyba jeszcze pedał (uchowaj od złego)!”
Smutna matka Nebeela, nie wie już co robić,
A on zamiast pomagać, to dalej wciąż psoci.
Lecz w dniu osiemnastki, z samego rana
Zdarzyła się, słuchajcie, rzecz niespotykana;
Pobudka mało miła, z tegoż to powodu
Że w pościeli, kurczę, sporo psiego smrodu.
Nebeel się wprost zatrwożył, bo psa nie posiadał
Więc jak i to wyjaśnić, jaka na to rada?
Był wytoczył się z łóżka i poznał przyczyny:
Niegdyś człowiecze dłonie, teraz psie kończyny!
Zatrwożył się strasznie; wolał być tumanem
Niż dogiem niemieckim czy innym dobermanem!
Nie wiedział, czy się znajdzie dla niego lekarstwo
Więc zaczął ubolewać; w psiej skórce mu ciasno!
Lecz nie minęła chwila, jak znowu był człekiem,
Postanowił nie mówić (i tak był dziwakiem
I bez przemian w zwierzęta) o tym wydarzeniu,
Już tydzień później myślał, że przyśniło się mu.
Prawda jednak, co ma być, to się nieodstanie
W miesiąc później znów przybrał swoje psie przebranie.
Tym razem miał publikę (w końcu był na randce)
Dziewczyna już nie chciała chodzić z nim na tańce,
A wśród innych zrobiła się mała afera
Bo jak to – jest chłopak, a zaraz już go nie ma,
Miast niego dog niemiecki siedzi se pod stołem
Więc wszyscy zgodnie rzekli: „łapać kundla społem”!
Biedny Nebeel zwiał z knajpki, lecz nic to nie dało
Bo kilkoro osiłków migiem go złapało.
Coś mu tam tłumaczyli, lecz on przerażony
Zrozumiał z tego tyle, że trza tam do szkoły
A przez „tam” się rozumie niestety Australię
Żeby to pojąć, Nebeel miał za małą banię.
Cóż, panowie z Australii dali sobie radę
Przekonali i jego i szanowną mamę.
Na tym dramat tym się rwie, chłopak jest już tydzień
I stara się być grzeczny i jest całkiem zniesień
Ze względu że lojalny i całkiem uroczy
Może jakoś znośnie mu życie się potoczy
To z tym trzynastozgłoskowcem w regulaminie to był żart...?